Matki Boskiej Szkaplerznej. Kazanie Ks. Karola Antoniewicza
Królowo, Ozdobo Karmelu, módl się za nami! |
KAZANIE
Na Uroczystość
Matki Boskiej Szkaplerznej.
Czem Anna dla Samuela, tem Marya dla nas. — Sukienka święta czyli Szkaplerz przypomina, że dziećmi Jej i dziećmi Boga jesteśmy. — I. Ustanowienie Szkaplerza. Szymon Stok na puszczy. — Wezwanie Maryi. — Prace apostolskiego męża. — Pomoc N. Panny w tych pracach. — Szkaplerz mu daje. — II. Zarzuty i szyderstwa z Szkaplerza. — Przykłady królów i wodzów katolickich, polskich. — W Koronkach i Szkaplerzach nie szukamy zbawienia, ale pomocy w spełnianiu obowiązków i walczeniu ze złem. — Świat głosi, że chce wyrwać kąkol, a wyrywa pszenicę. — Zasady i owoce niedowiarstwa racyonalizmu. — Kryjmy się przed niemi pod płaszczem Maryi. — Szkaplerz nie daje świętości, ale do niej zachęca. — Kto Bogu służyć wiernie nie chce, niech szkaplerz zrzuci; raczej bierzcie ten strój Maryi, by wam Ona w służbie Bożej dopomogła.
Anna, żona Elkany, łzami i modlitwą wyprosiła sobie u Boga, iż została matką, urodziwszy proroka Samuela. Z jakąż miłością, z jakąż troskliwością pielęgnowała i karmiła to święte dziecko — i oto z radością, a zarazem z boleścią rozłącza się z niem, oddając je Bogu w ofierze, poświęcając służbie ołtarza pod opieką wielkiego kapłana Heli.
Miała ona pewne dni w roku wyznaczone na odwiedziny w Silo syna swego, przy którym ciągle wszystkie jej myśli i uczucia zostawały.
Własną ręką utkała małą dla niego sukienkę, która była Samuelowi świętą miłości macierzyńskiej pamiątką oraz znakiem, przypominającym mu, iż na cały bieg życia poświęcony jest Bogu w ofierze i że, świętą nosząc szatę, świętym być powinien.
Czem Anna dla Samuela, tem Marya dla nas! Najlepsza, najczulsza, nastaranniejsza Matka — poświęciła nas wszystkich rozmaitym sposobem służbie Boskiej; taka albowiem jest Jej wola, abyśmy wszyscy serca nasze, wolę naszą i rozum nasz Bogu w ofierze złożyli i przez święte Przykazań Jego wypełnianie, świętymi się stali.
W tym celu użycza nam Marya Swojej opieki i na to nam dała sukienkę świętą; Szkaplerz, który nam ciągle przypominać powinien, że jesteśmy Jej dziećmi i dziećmi Boga naszego — Szkaplerz, który jest oznaką szczególniejszą sług i służebnic Jej i który jest zadatkiem szczęścia wiecznego, jeśli go podług woli Maryi nosić będziemy.
Dziś to Kościół św. obchodzi Uroczystość zaprowadzenia tego Szkaplerza — Szkaplerz więc niechaj będzie przedmiotem nauki naszej, aby ci, którzy noszą ten znak święty, pobudzili się do odnowienia dobrych chęci i postanowienia godnie nosić tę sukienkę Maryi — aby ci, co się chcą wpisać dzisiaj, poznali, czego ten znak święty od nich wymaga.
Niech nie sądzą, że wziąwszy szkaplerz, już i zbawienia zadatek przyjęli, że Szkaplerz już zastąpi wszelkie staranie i czujność i pracę około zbawienia, że Szkaplerz już bez żadnych zasług i cnót Niebo im otworzy — bo tak sądząc, uczyniliby dla siebie ten znak zbawienia, znakiem odrzucenia.
Tacy zaś, którzy szydzą z prostoty i wiary tych pobożnych, co Szkaplerz przyjmują, niech się nauczą z większem uszanowaniem mówić o rzeczach świętych i nierozważną mową nie odciągają drugich od tego, co im niemało do zbawienia, do szczęścia doczesnego nawet, przyczynić się może! Bo jeżeli jest rzeczą podłą, co zda mi się — każdy wyzna, zagrodzić komu drogę do szczęścia doczesnego, to cóż mówić o tych, którzy zagradzają drogę do szczęścia wiecznego?
Marya nikogo nie zmusza do przyjęcia Szkaplerza, ale biada temu, kto z pogardą szydzić będzie z tego znaku nieskończonego Jej miłosierdzia!
I.
Szymon Stok, sławny Generał Zakonu Pani naszej od góry Karmelu, już w dzieciństwie swojem był przedmiotem szczególniejszej opieki Boskiej i miłości Maryi.
W dwunastym roku życia swego uczuł potrzebę i niezwyciężoną chęć do życia pustelniczego — porzucił więc świat i w dzikiej ukrył się puszczy. Tutaj, w pośród ciągłej modlitwy i utrapienia ciała, żył samymi korzonkami leśnymi, a pomieszkaniem jego był pień wydrążony, gdzie ledwie obrócić się wydołał.
Wiem dobrze, że taki sposób życia niejednemu szaleństwem się wyda, że niejeden próżniactwem to nazwie, bo w ciasnym rozumie swoim nie pojmie tych dróg nadzwyczajnych, któremi Bóg prowadzi Świętych Swoich i nie odczuje tego wewnętrznego życia duszy, które jest udziałem małej liczby.
Zaiste taki człowiek, któryby, nie będąc od Boga powołanym na tak nadzwyczajny sposób życia, chciał je rozpocząć, nie byłby godzien pochwały, ale nagany i dlatego wiele jest w żywotach Świętych Pańskich, co mamy podziwiać, ale nie wszystko naśladować. W tej to puszczy Szymon Stok do nadzwyczajnej doszedł czystości duszy.
Tutaj Matka Miłości, której całe swoje oddał i poświęcił serce, nie raz jeden widocznie mu się ukazała. Był szczęśliwy; w tej puszczy więcej radości i rozkoszy doznawał, niżeliby mu cały świat mógł jej udzielić — bo szczęście jego prosto z nieba do serca mu spływało, jako ten promień słoneczny, który się przebija przez kryształową powierzchnię jeziora, nie mącąc spokojności wód jego.
Postanowieniem Szymona było nigdy tej puszczy nie porzucić, nigdy do świata nie wracać; ale musiał odstąpić od tej myśli na jedno skinienie Maryi, która go obrała za narzędzie nowych łask, jakie ludziom dać umyśliła.
Z boleścią patrzyła Matka na wyrodne dzieci, które od Niej odstępowały i wesołą szły na zatracenie drogą; widziała, jak nabożeństwo ku Niej ustaje i stygnie w sercach katolickich.
Ludzie już przestawali być dziećmi Maryi, lecz Ona nie chciała przestać być Matką i postanowiła nowym dowodem łaski niewdzięczne serca na nowo przyciągnąć do Serca Swego.
Przybyli podówczas zakonnicy góry Karmelu do Anglii, aby, jako w Palestynie, tak i w tym kraju pracować nad rozszerzaniem chwały Maryi.
Marya Szymonowi oświadczyła wolę Swoją, aby do tego wstąpił zakonu, a że wola Maryi była dla niego rozkazem, więc ze łzami porzuca wydrążone drzewo swoje, któregoby nie był zamienił na królewskie pałace, żegna odludną puszczę, składa pustelnicze odzienie, powraca w świat, wstępuje w mury klasztoru i przyodziewa habit zakonu Karmelitańskiego.
Zaledwie uczynił śluby zakonu, pospiesza za pozwoleniem starszych swoich do Ziemi Świętej.
Boso, z jałmużny żyjąc, w pośród krwawych biczowań i łez pokutnych, przebiega te miejsca, naznaczone Krwią i łzami Zbawiciela i dostaje się na górę Karmel. Tutaj wiedzie tak dziwne i nadludzkie życie, że zdawało się ono być ciągłem zachwyceniem.
Napełniony duchem wielkiego Zakonu Patryarchy Eliasza Proroka, wraca do Anglii, obrany na Generała Zakonu, i jak wieść niesie, pierwszy na cześć Maryi buduje ołtarz, gdyż najbardziej mu idzie o rozszerzenie chwały i nabożeństwa Maryi. Jak potok ognisty, płynie jego potężna i przemożna wymowa; słowa jego, jak grom, rozlegają się do ostatnich krańców tego dumnego półwyspu, zachęcając do łez, wzywając do pokuty.
Nawrócenia gęsto następują; lud ciśnie się tłumami, aby posłyszeć naukę zbawienia. Ale, gdy mówi Szymon o Maryi, to wymowa jego całkiem inną przybiera postać; potok ognisty staje się deszczem ożywiającym, a gromy przerażające poszeptem miłości. Oko jego, błyskawicą gniewu Bożego zaiskrzone, łzami się zalewa, i ten groźny, surowy apostoł staje się dzieckiem, miłością omdlewającym, gdy o Matce Miłości mówić zaczyna.
Oczy Maryi, pełne łaski i błogosławieństwa, z rozkoszą spoczywały na tej małej, miłością Jej zapalonej, a na chwałę Jej pracującej garstce.
Widziała Marya, jako zlodowaciałe serca pomału topnieć poczęły, jako się otwierały usta na Jej wychwalanie.
Od dnia do dnia rośnie liczba Jej czcicieli: wieńce wonne wiją się dokoła Jej ołtarzy; matki przynoszą dzieci swoje, Jej opiece oddając i pierwsze macierzyństwa ustępując prawa; dziewice wieczną ślubują czystość; grzesznicy nawróceni łzy w darze składają.
A Marya płaszcz opieki Swojej rozciągnęła na całą wyspę, i pod Jej płaszczem ustają rozdwojenia, zemsty krwawe, rozboje.
— Cześć Maryi coraz bardziej się rozszerzała i oto wyspa całkiem odmienną przybierać zaczęła postać.
Szymon Stok, widząc tak piękne owoce — skutki prac i usiłowań swoich, jak i zakonu całego, pełen ufności, prosi Maryę, aby mu szczególniejszy dała znak zadowolenia Swojego.
Mijają długie miesiące i lata, a Marya, zda się, nie chce wysłuchać prośby jego. Lecz on prosić nie przestaje, bo wie dobrze, że serce Matki prośbom i łzom dziecka długo oprzeć się nie wydoła. — O, czemuż my takiej ufności nie mamy! czemuż tak prędko tracimy nadzieję i odstępujemy od próśb naszych, jeśli natychmiast nie są wysłuchane?!
Marya chce doświadczyć ufności i stałości naszej; może tylko jedno „Zdrowaś Maryo", jedno tylko gorące westchnienie, a bylibyśmy otrzymali więcej nad to, o cośmy prosili.
— Wysłuchała nakoniec Marya prośby wiernego sługi Swego, a okazawszy mu się w całej chwale Swojej, dała mu Szkaplerz, mówiąc:
„Synu mój! oto ten Szkaplerz w darze oddaję tobie i zakonowi twemu, jako znak zbawienia, pokoju i wiecznego przymierza między mną a wami. Ktokolwiek Szkaplerz ten godnie nosić będzie, nie zakosztuje ognia piekielnego na wieki".
Oto jest krótko zebrana historya Szkaplerza św. i, jako wyraźnie jest w bulli Papieża Jana XXII, potwierdzona przez siedmiu Papieży, którzy, starając się to nabożeństwo między wiernymi rozszerzyć, nadali mu wiele odpustów.
II.
Jeżeli zważymy początek i sposób, jakim ten Szkaplerz między nas się dostał, jeśli się zastanowimy nad słowami Maryi przy wręczeniu tego znaku wyrzeczonemi do świętego Szymona, poznamy łatwo całą miłość Maryi ku nam i dostateczne powody, zachęcające nas do noszenia Szkaplerza św. Wielki Święty, szczególniejszy sługa Maryi, wyprosił i otrzymał od Niej znak ten; Duch Święty potwierdził go przez nieomylne usta Kościoła; Bóg tysiącznymi cudami udowodnił i wsławił to nabożeństwo, a cuda te tak ugruntowały wziętość, miłość i ufność do Szkaplerza św. w Kościele katolickim, że ją z serc katolickich pięć wieków wydrzeć nie zdołało.
Tak jest! co najświetniej i najwymowniej dowodzi całej potęgi Szkaplerza, jest to ta zajadła wściekłość króla ciemności, który wszystkimi sposobami usiłuje zedrzeć z piersi katolickich ten znak święty i dziś chce to uczynić (ale na próżno się kusi) za pomocą bezbożnych, którzy z wyrazem pogardliwego zlitowania patrzą na tych, co tę świętą noszą sukienkę.
O, jakże często ten Szkaplerz święty jest przedmiotem, na którym bezbożni bardzo niepoczesny dowcip swój zaprawiają! Mówią oni: "Kawałek sukna, zawieszony na szyi, miałby mieć moc jakąkolwiek? To oczywisty zabobon, który pasował do ciemnoty średnich wieków, ale nie do naszych czasów oświaty i rozumu! Zaiste — mówią — człowiek sam nie wie, czy ma się śmiać, czy płakać nad taką ślepotą!"
Tym odpowiemy: Śmiejcie się z nas, albo płaczcie nad nami do woli; nam to zupełnie jest obojętne.
Kto Wiarę stracił, lub u kogo wiara tylko martwem jest słowem, zaiste dla tego i Szkaplerz nie jest niczem innem, jak kawałkiem sukna, co ani pomódz, ani zaszkodzić nie może.
My od Wiary, od miłości Maryi nie odstąpimy; jesteśmy katolikami i tego się nie wstydzimy, bo to jest całą naszą chwałą, pociechą i chlubą, a każde nabożeństwo, przez Kościół uznane i polecane, dla nas jest święte i pożądane.
Nie odrzucimy więc i tego znaku miłości, do którego tyle obietnic jest przywiązanych; nie wstydzimy się w obliczu całego świata wyznać, że jesteśmy dziećmi i sługami Maryi, Królowej Nieba i Ziemi; nie zdejmiemy z siebie znaku, którym się szczycili niegdyś, w czasach gorącej Wiary, pierwsi mężowie i niewiasty.
— Maksymilian I., niezwyciężony bohater, zbawca państwa rzymskiego, wyruszywszy z wojskiem przeciw zbuntowanym Czechom, w obliczu całej armii przyjął na siebie Szkaplerz święty i każdemu żołnierzowi to samo uczynić rozkazał, a świetne zwycięstwo, przez które odzyskał Czechy, jedynie opiece Maryi i Szkaplerzowi przypisał.
— Cała Francya była świadkiem cudu pod murami miasta Montpellier, gdy kula karabinowa, przedarłszy się przez żelazną zbroję żołnierza, odskoczyła od szkaplerza.
To widząc, Ludwik XIII sam przyjął Szkaplerz święty, który pod purpurą i pancerzem ciągle nosił.
Nie mówcie, że teraz przyszedł czas, gdzie Boga w duchu i prawdzie czcić potrzeba, bo nadużywając tych słów Pisma i przekręcając je podług własnego „widzi mi się", chcecie nam wydrzeć szkaplerze, koronki i medale nasze.
Nie mówcie, że to nabożeństwo dobre tylko dla małych dzieci i prostaków, że wasza wiara jest czysta i wolna od takich przesądów, — bo czyż my w koronce, w szkaplerzu i medaliku Wiarę naszą zakładamy?
Wiara nasza polega na nieomylnem Słowie Boga naszego, które nam Kościół święty podaje.
Nie szukamy zbawienia naszego w Koronce, Szkaplerzu i Medaliku, lecz w ścisłem wypełnianiu przykazań Boskich i kościelnych, a w tem nabożeństwie szukamy tylko pomocy, znając aż zanadto dobrze słabość własnych sił naszych.
— Ale, zapytam teraz, w czem wy zakładacie i czem okazujecie wiarę waszą? Może w tem, że krzywdę i obelgę, uczynioną bliźniemu, łatwiej darować umiecie? że własnej korzyści z miłości bliźniego odstąpicie? że mniej do ziemi i dóbr doczesnych przywiązani jesteście? Niestety! tak nie jest!
Pytam, czy dlategoście wzgardzili koronką, szkaplerzem i całem nabożeństwem, przez Kościół zaleconem, żeście wzgardzili samym Kościołem, którego wyroków słuchać nie chcecie? czy dlatego ani na Mszę Świętą, ani do Spowiedzi, ani do Komunii nie przychodzicie, że się czujecie lepszymi katolikami, cnotliwszymi ludźmi?
Ach! zapytałbym, czy dlatego na sumieniu jesteście spokojniejsi, w bólu cierpliwsi, w szczęściu pokorniejsi, w nieszczęściu mocniejsi, jednem słowem — czy dlatego jesteście szczęśliwi, żeście złymi katolikami? Zdaje mi się, że nie.
Zostańmy, zostańmy przy Wierze świętej! nie odrzucajmy tych ćwiczeń pobożnych, które sercu naszemu tyle ulgi, spokoju, pociechy w czasie pielgrzymki życia naszego przynoszą!
Tak jest, — w dzieciństwie naszem są one mlekiem dla duszy naszej, — w młodości są mieczem, którym walczyć możemy przeciw burzącym się namiętnościom , — w starości łaską, na której wsparci wesoło wstąpimy do grobu; w każdym wieku, stanie i na każdem miejscu są one dla nas użyteczne i zbawienne, jeśli ich, jako środka, używać będziemy, nie zapominając, że Wiara chrześcijańska polega na wypełnianiu przykazań Boskich i posłuszeństwie Kościołowi św.
Świat chce nam wydrzeć skarby nasze, ale co nam da za to ? chce nas niewiernymi uczynić Matce naszej!
„Prawda! — odpowiada w dumie i zarozumiałości swojej, — ja tylko prześladuję zabobony i przesądy". — Ale co nazywasz przesądem ? i kto ciebie posłał na to, byś plenił wszelkie przesądów zielsko? któż tobie dał tego Ducha Prawdy, który jedynie Kościołowi został użyczony?
Chcąc wyrywać zielsko, samą pszenicę wyrwałeś. Och niedobry to gospodarz, co zamiast zielska pszenicę wyrywa! A gdzież ta wiara wasza? gdzież ta cześć Bogu w prawdzie i duchu oddana? Nie zwódźcie sami siebie, bo tu idzie o zbawienie i wieczność!
Z owoców ich poznacie je! — a jakież owoce przynosi ta wiara wasza? Istotnie jest ona niewiarą, chytrze ukrytą. I wołasz: „Stawiam zasady moralności!" Nie fatyguj się daremnie! my mamy Ewangelię; my od Boga, nie od ludzi otrzymaliśmy zasady moralności i onych się trzymamy i trzymać będziemy. I mówisz: „Ja światło rozszerzam!"
Ja jestem Światłem, Drogą i Żywotem! — powiedział Bóg, i dlatego my tą Drogą i za tem Światłem iść będziemy.
Biada tym, co prawdy szukają nie w Bogu, ale w bezbożnej filozofii, która, chcąc się wynieść nad wiarę, anatomicznym nożem rozbiera i przyjmuje lub odrzuca Tajemnice Wiary! Wiemy dobrze, dokąd te zabiegi zmierzają: nie dać prawdę, ale ją chcecie ludziom wydrzeć, co nawet wyznał sam patryarcha bezbożności, Wolter, który więcej niż w trzydziestu miejscach listów swoich pisał do d'Alemberta: „K ł a m t y l k o! t o n a j e d n o, c z y k ł a m s t w e m c z y p r a w d ą, b y l e b y ś m y t y l k o c e l o s i ą g n ę l i".
A tym celem nic innego nie było, jak tylko to, co jeden z tych filozofów wyraźnie napisał: „W n ę t r z n o ś c i a m i o s t a t n i e g o k r ó l a u d u s i ć o s t a t n i e g o k s i ę d z a". I zaświeciło to światło nowej bezbożnej filozofii nad krwawą gilotyną oraz nad morderstwami Dantonów i Maratów.
Dlatego to Fryderyk Wielki, zwolennik owej filozofii i nieprzyjaciel Kościoła, widząc owoce tej nauki, zawołał: „Gdybym chciał u k a r a ć jaką prowincyę, oddałbym ją f i l o z o f o m do r z ą d z e n i a". Biedny byłby świat, gdyby miał się uczyć prawdy od tak zwanych filozofów, u których cała filozofia na tem tylko polegała, aby bluźnić.
My mamy za nauczyciela prawdy Boga samego, który do nas od dwóch tysięcy lat przez usta Kościoła przemawia, i innej prawdy znać nie chcemy, prócz tej, którą wiele milionów katolików zawsze wyznawało, którą Ojcowie święci nam wykładają, którą Męczennicy krwią swoją potwierdzili i która tylu Świętych uczyniła.
Moralności zaś uczymy się z Katechizmu, z książek i Żywotów Świętych ludzi, z Kazań katolickich, — ale nie z romansów i nie z dzieł niedowiarków, którym nie smakują prawdy wieczne.
Biada temu, kto idzie za tobą z pochodnią piekielną, którą umiejętność ludzka nibyto dla większego światła i szczęścia całej ludzkości zapaliła! Kto się zbliży do tego światła, ten się spali; kto za niem pójdzie, ten w przepaści zginie.
Od Szymona czarnoksiężnika do Aryusza, od Aryusza do Lutra, od Lutra do Czerskiego świeciły takie piekielne pochodnie i wszystkie pogasły, a imiona tych, co je pogasili, i tych, co za niemi szli, przekleństwem napiętnowane zostały.
Uważając to wszystko, czyż nie winniśmy Bogu złożyć dzięki, że nas zachował od tej zarazy i że możemy, jako ptaszęta przed szponami jastrzębia, kryć się pod skrzydłem miłości Maryi?
Powie niejeden, że można bez Szkaplerza do Nieba, a ze Szkaplerzem do piekła się dostać. — Nic pewniejszego; można bez lekarstwa ozdrowieć, można z lekarstwem umrzeć. — Więc na cóż lekarstwo? — Nie wiem, czy człek rozumny taki wniosek uczyni. To pewne, że, aby się zbawić, należy wypełniać przykazania Boskie. Ale czy to tak łatwo? czy nie powinniśmy chwytać się wszystkich środków, któreby nam do tego były pomocą?
A jakiż jest dzielniejszy środek, niż Szkaplerz św., który na nas szczególniejszą ściąga opiekę i miłość Maryi!
Zaiste nie da Ona zginąć tym, którzy godnie suknię Jej noszą, i ziści się na nich obietnica, że nie skosztują ognia wiecznego.
Ale nie sądźmy, abyśmy, licząc na to i żyjąc w grzechach, przez Szkaplerz z piekła zostali wydobyci; ani Szkaplerz, ani Marya, ani Bóg sam przeciw woli naszej nas nie zbawi.
Szkaplerz jest oznaką świętości i doskonałymi uczynić nas powinien.
O, ty, w którego piersiach nieczysty płomień pała, który dobrowolnie go podsycasz i utrzymujesz, zrzuć z piersi twoich ten Szkaplerz święty!
O, ty, która nosisz szkaplerz na sercu twojem, co oddane jest samej próżności, miłości własnej, lekkomyślności, roztrzepaniu! ty, która jeśli nie uczynkiem, to myślą lub żądzą skalałaś czystość i niewinność swoją! o, ty, któryś złamał wiarę małżeńską, coś ją poprzysiągł przy ołtarzu, w pożycie małżeńskie wprowadziłeś kłótnie, zwady, zgorszenie i obrazę Boga! o, matko, która zaniedbujesz wychowanie dzieci twoich i nie strzeżesz dróg córki twojej! i ty, ojcze, co rozpraszasz majątek, pobłażasz rozpuście syna swego i sam stajesz się mu przeszkodą do zbawienia! i ty, starcze, bardziej grzechami niż latami nachylony nad grobem! ty, w którego sercu zlodowaciałem na wszystko tli jeszcze ogień nieczysty! i wy wszyscy, zabójcy serc dziewiczych, zwodziciele młodzieży, ciemięzcy wdów i sierot, rozszerzyciele fałszywych nauk! — jeśli jest jeszcze na piersiach waszych szkaplerz, co wam w dzieciństwie matka na ramiona włożyła, zrzućcie, złóżcie tę sukienkę czystości i doskonałości, boście ją życiem waszem zelżyli i zhańbili!... ona wam nic nie pomoże!
Ale nie! nie zrzucajcie jej i raczej, jeśli jej nie macie, weźcie ją, weźcie łzami pokuty zroszony ten znak święty, który przy szczerej woli najlepiej wam pomoże do powrotu na drogę zbawienia.
Przyjmijcie z rąk kapłana, jako z rąk Maryi, ten Szkaplerz święty dla nawrócenia! przyjmijcie go dla wytrwania w dobrem i dla postępu w cnocie! przyjmijcie dla osiągnięcia szczęścia wiecznego i szczęścia doczesnego! — niech pokój, radość i wesołość wstąpi z nim do serc waszych, do domów waszych!
Jeśli boleść wam serce rozdzierać będzie, przyjmijcie pełni miłości i ufności ten znak do serca waszego, a uciszy się burza, która je niepokoi! spojrzyjcie nań okiem łzami zalanem, a łzy staną się ulgą waszą! przyciśnijcie go do ust, a żadne słowo gniewliwe, nieczyste, bezbożne nie skala onych!
Proście Maryi, której Imię na tym znaku świętym wyrażone nosicie, o łagodność, cichość, cierpliwość, skromność, pokorę i miłość, a sami będziecie szczęśliwymi i szczęśliwymi uczynicie tych, co was otaczają! Noście nieustannie ten Szkaplerz święty, a on będzie słodkim pocieszycielem waszym w życiu i przy śmierci, i zstąpi z wami do trumny i strzedz będzie prochów waszych!
Nośmy wszyscy ten znak święty w życiu, abyśmy nim ozdobieni stanęli wszyscy wokoło tronu Matki i Królowej naszej Maryi w Niebie. Amen.
Ks. Karol Antoniewicz
_________________
Pozwolenie Władzy Duchownej:
∗
Modlitwy do Matki Bożej Szkaplerznej.
[Więcej modlitw]
∗
........................................................................................................................................................................................................
Komentarze
Prześlij komentarz