Ks. Piotr Semenenko: Kazanie - O drugim przyjściu Chrystusa Pana.
...Dwa są ostatnie słowa: ostatnie słowo Pana Jezusa: Przyjdę, przyjdę prędko! — ostatnie słowo Ducha Św. w imieniu naszem: Przyjdź, przyjdź, Panie Jezu! Między temi dwoma słowami Duch Św. zawiesił całą duszę naszą...
Sąd Ostateczny. Wierix Johan (1549-1618) |
Kazanie na II. Niedzielę Adwentu.
O drugiem przyjściu Chrystusa Pana.
(Miane w Rzymie 1856 r.)
Ks. Piotr Semenenko
Bracia!
Ojcowie nasi oczekiwali i tęskniąc wzdychali do pierwszego przyjścia Chrystusa Pana. Szczęśliwsi od nich, czego oni oczekiwali, to my otrzymaliśmy, pełnem sercem czerpiemy. Ale skądinąd i my jesteśmy do nich podobni, bo i my oczekujemy i całą naszą nadzieję mamy zwróconą do nowego przyjścia tegoż Chrystusa Pana.
Kiedym Wam mówił o pierwszem oczekiwaniu, nie potrzebowałem rozmyślać, jak je Wam wystawić. Dość było, żem się stał echem, żem powtórzył kilka dźwięków stamtąd dochodzących; jakieś westchnienie, jakiś jęk serdeczny, jakieś pragnienie ogniste, które niegdyś, lat temu tysiące, wyrywało się z piersi rodzaju ludzkiego. Dość mi tego było i pierś Wasza powtórzyła to echo, jakby się ono w niej samej w tej chwili zrodziło, jakby ona sama ten głos wydała. Taka jest prawda Boża: zawsze młoda, nie zna ni wczoraj, ni jutra; dla niej jest jedno tylko dzisiaj; a dusza, która ją słyszy, choć przed lat tysiącami mówiąca, dziś ją jednak słyszy, i w tej chwili jej odpowiada. Błogosławione tamte czasy, z których się taki głos wydobył; głos, który przetrwa wieki i przejdzie do wieczności, a tam przeszedłszy, przetrwa wieczność całą. Błogosławione tamte czasy!
A dziś, Bracia moi, czy dni nasze do tamtych podobne? Czy czasy, w których żyjemy, wydają jaki głos do nieba? czy pragnie, czy wzdycha, czy jęczy, czy woła serce? i czy płomienieje, czy płonie, czy wzlatuje do góry duch ludzki?
Naokoło wzrok prowadzę. Wszędzie pusto. Na wszystkie strony słuchu nadstawiam. Głucho wszędzie. Nic nie widzę, nic nie słyszę; tylko tam na dole gwar tego świata, okropny jakiś, z którego żaden dźwięk nie idzie w górę, do nieba; ale wszystkie zapadają gdzieś w głąb do piekieł. Może się mylę? Wiemci wprawdzie, że ma Bóg i dziś na ziemi dusze wierne i płomieniste, gorące ku Niemu, wiem dobrze; ale te gołąbki czyste tak smutnie i cicho jęczą w swojem opuszczeniu, że ich głosu ledwie dosłyszysz. A tu naokoło huczą i ryczą i wyją postacie wprawdzie ludzkie, ale istoty zwierzęce. Nie mylę się, to o nich mówi św. Judasz, że: „czego nie wiedzą, temu bluźnią, a co jako grube zwierzęta znają, w tem się kalają szpetnie. Biada im! bo za Kainem poszli, bo z Balaamem rozpłynęli się, bo z Korem do ziemi zapadną". Nie mylę się, to o nich prorokuje św. Piotr: „Najmilsi, pamiętajcie na słowa, które wam prorokowałem i wiedzcie przedewszystkiem, że przyjdą — (i oto już przyszli!) — że przyjdą w ostatnich dniach, w zdradzie, zwodziciele, według własnych pożądliwości chodzący; i będą mówili: A gdzie jest obietnica? A gdzie jest przyjście jego? bowiem odkąd pomarli ojcowie, wszystko tak trwa od początku stworzenia. “ (II. Piotr III. 1, 3, 4.) — Nie mylę się, to o nich znowu mówi św. Judasz : „Najmilsi, pamiętajcie na słowa, które wam przepowiedzieli Apostołowie Pana naszego Jezusa Chrystusa, którzy mówili wam, że w ostatnim czasie przyjdą zwodziciele, według chuci swoich chodzący w bezbożnościach, którzy wynoszą siebie samych, zwierzęta, ducha nie mający... karzcież ich i sądźcie.“ (w. 17, 18, 19, 22.) Nie mylę się: oto już przyszli, i cały świat ich pełen, i wołają swoim zwierzęcym głosem ze swojej piersi bez ducha: A gdzież obietnica? a gdzie przyjście jego? Ot, wołają, próżne groźby, marne strachy, śmieszne przywidzenia! świat i był i będzie, wszystko trwa, nic się nie zmienia. Ktoś tam gadał we śnie o końcu świata; ale my mądrzy i uczeni, śmiejem się ze snów i urojeń. Nie mylę się, bo o tych bydlętach bez ducha prorokowali Apostołowie, a my wśród nich dziś żyć musimy, niestety! Wy atoli, dusze wierne, któreście w śród tych ciemności nie straciły światła waszej wiary, wśród tego zimna nie zgasiły ognia waszej nadziei i miłości, wy, dusze wybrane, bądźcie jeno cierpliwe, słuchajcie, co do was mówią ci sami Apostołowie i Prorocy Chrystusowi: „Cierpliwiż bądźcie, bracia,“ — powiada Jakób św. — „aż do przyjścia Pańskiego. Oto rolnik oczekuje pożądanego owocu ziemi, i cierpliwie znosi, póki nie otrzyma i wczesny owoc i późny. Cierpliwiż więc bądźcie i wy, i pokrzepiajcie serca wasze, bo oto przyjście Pańskie już się zbliżyło.“ (V. 7, 8.) „Przyjdzie,“ — prawi Piotr święty — „przyjdzie dzień Pański jako złodziej... oczekujcież i spieszcie się na przyjście dnia Pańskiego." (II. P. III. 10, 12.) „O, oczekujcie,“ — woła znowu św. Paweł — „oczekujcie błogosławionej nadziei i przyjścia chwały wielkiego Boga i Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa. “ (Tyt. II. 13.)
Oczekujcie! Bracia moi, odpowiedzmy w głębi duszy na ten głos z nieba: Oto oczekujemy! Ja zaś, szczęśliwy woźny tego wezwania, które do Was z nieba przychodzi, będę się starał wytłumaczyć Wam dzisiaj dwie rzeczy:
1) Czego mamy oczekiwać?
2) Jak mamy oczekiwać?
Poprośmy Boga o pomoc za przyczyną Najświętszej Panny. Z d r o w a ś M a r y o.
I.
Bóg-człowiek, Jezus Chrystus, Pan nasz, rozpoczął Swój pobyt na ziemi w stajence betleemskiej, i pierwsze chwile Jego na ziemi oglądały jedynie oczy najbliższe, najmiłośniejsze, najwierniejsze, wybranych między wybranymi, Maryi i Józefa. W prawdzie Aniołowie wnet nad tą stajenką zaśpiewali z wysokości niebieskich; wprawdzie gwiazda, kwapiąc się, przybiegła świecić nad żłóbkiem Dziecięcia-Boga; ale i pastuszkowie prostacy i Królowie-Mędrcy, którzy na te znaki przybiegli, tajemniczym i tylko i cichym i pokłonami powitali na ziemi tego Gościa Bożego. To zjawienie się pierwsze na ziemi Boga-człowieka było tedy tajemnicze, jakoby tylko w kółku wybranych, w kółku rodzinnem; a tą rodziną wybraną, która tak radośnie i wdzięcznie witała swego Pana, byli ludzie dobrej woli, ci sami, którym śpiewali Aniołowie: „Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli!“
Jakie było pierwsze przyjście Chrystusa Pana, takie było i odejście. Swoim najwybrańszym, tej małej garstce, która z Nim przetrwała we wszystkich pokusach, prześladowaniach i Męce, i która po Jego śmierci była godna oglądać Go zmartwychwstałego, tym tedy Swoim najmilszym, w szczupłem, ale bardzo skojarzonem, bardzo rodzinnem i zaufanem kole, Chrystus Pan oddaje Swoje pożegnania. Tam na górze Oliwnej, od góry Kalwaryi po drugiej, przeciwnej stronie Jerozolimy, we czterdzieści dni po Swojem Zmartwychwstaniu, Chrystus Pan do Matki Swojej najmilszej i Apostołów i uczniów i niewiast świętych zwraca ostatnie słowo, i dźwięk jego brzmi na dnie dusz ich, i mówić im odtąd ciągle będzie: „Nie zostawię was sierotami, otrzymacie Ducha Świętego, i będziecie na miejscu mojem, a ja z wami aż do końca czasu, aż do końca ziemi. A potem — powiada Pismo święte — przed oczyma ich podniósł się, i obłok odjął Go od oczu ich. I gdy patrzyli w niebo za idącym: oto dwaj mężowie stanęli koło nich w szatach białych, i rzekli: Mężowie Galilejscy! przecz stoicie spoglądając ku niebu? Ten Jezus, który wzięty jest od was w niebo, tak przyjdzie, jakoście Go widzieli idącego do nieba. “ (por. Dzieje Ap. I.)
Tak się skończył pobyt doczesny na tym padole płaczu Pana i Boga naszego. Uniósł się z ziemi; na miejscu, gdzie nam z oczu zginął, zawiesił się obłok, a na obłoku obietnica. Na ten obłok tajemniczy odtąd się patrzy cokolwiek jest serc spragnionych, dusz kochających, patrzy, rychłoli się rozerwie i znów się pokaże stracony Zbawiciel.
A dlaczego tak tęskni wszystko, co kocha? Wszakże nas sierotam i nasz Pan Jezus nie zostawił. Mamy Jego światło, mamy słowo, mamy Sakramenta, a nade wszystkie dary mamy dar najprzedziwniejszy: mamy Jego samego; ach! prawda, znowu pod obłokiem! ależ rzeczywiście Jego, rzeczywiście Jego Ciało i Krew, i istotę całą, pod tym leciuchnym obłokiem postaci sakramentalnych, które wiara nasza łatwo rozrywa, a tuż za nią miłość trzyma doprawdy czego pragnie, i cieszy się Zbawicielem swoim! Ach, to wszystko mamy! Nie, sierotami nie jesteśmy, a jednak tęsknimy! Cóż wzdy powiem, Bracia moi? Toć mamy jeszcze i Ducha Św. Pocieszyciela, który z nami mieszka na wieki, którego nam przyrzekł Zbawiciel wtedy właśnie, gdy najczulej zapewniał, że nas nie zostawi sierotami! I ten Duch w nas mieszka i w nas jest i cieszy nas i uczy i prowadzi; a jednak tęsknimy!
O tak, tęsknimy i dlatego zaiste, że w nas jest ten Duch Święty, bo nas właśnie tego tenże sam Duch Św. nauczył. Ostatnie słowo Jego objawienia jest właśnie to słowo pragnienia, to słowo tęsknoty. To On, to Duch Święty, dał nam Słowo Boże, Pismo święte. Wzdy tedy, jakież jest ostatnie słowo tego Pisma świętego? „I rzekł mi — prawi — „Oto przychodzę prędko... Ja Alfa i Omega, pierwszy i ostatni, początek i koniec.“ I znowu mówi: „Oto przychodzę prędko i zapłata moja ze mną.“ (Apoc. XXII. 7, 13, 12.) „A duch i oblubienica mówią: Przyjdź! I każdy, kto słyszy niech powie: Przyjdź!“ I po raz trzeci powiada Tenże: „Tak, przychodzę prędko. Amen. Zaprawdę." (w. 17.) I poraz trzeci głos z ziemi się podnosi: „Przyjdź, Panie Jezu! I to słowo jest ostatniem słowem Pisma świętego, ostatniem słowem Słowa Bożego!
A więc dwa są ostatnie słowa: ostatnie słowo Pana Jezusa: Przyjdę, przyjdę prędko! — ostatnie słowo Ducha Św. w imieniu naszem: Przyjdź, przyjdź, Panie Jezu! Między temi dwoma słowami Duch Św. zawiesił całą duszę naszą.
I nie mamyż tęsknić? nie mamyż czekać? nie mamyż pragnąć? nie mamy przywoływać?
Czyż może syn dobry nie tęsknić do ojca? czyż może dzieciątko nie wyrywać się do matki? czyż może oblubienica mieć bicie serca spokojne bez oblubieńca?
Więc całą duszą naszą tęsknimy do Pana i Zbawiciela, wyglądamy codzień przyjścia Jego i codzień, co chwila, wołamy; tak zaiste: i duch, i oblubienica, wciąż stęsknione wołają: Przyjdź, przyjdź, Panie Jezu!
I oto ten sam Duch Święty, któregośmy od Niegoż otrzymali, to On nas tak pobudza i przejmuje, i zapala i pędzi. Ta tęsknota to dar Jego, to znak, że On w nas mieszka. I znowu ta tęsknota to największa pociecha, jaką On w nas sprawia, największa, jedyna pociecha nasza na ziemi. Ach! Duchu Święty! jakżeś Ty przedziwny, jakiś Ty Pocieszyciel, i jak cudownie ziszczasz, co nam przez Ciebie przyrzekł Ten, od którego Ty pochodzisz, Zbawiciel nasz jedyny! Ach, to my tak przez Ciebie do Niego dążymy, to Ty nas ożywiasz, Ty w nas tęsknisz, Ty pragniesz, Ty wołasz i modlisz się jękam i niewymownymi, Ty w nas dokonywasz dzieła Zbawiciela naszego, i dokonasz, kiedy nas ostatecznie z Nim na wieki połączysz. O Duchu Święty, Święć się u nas Imię Twoje i dokonaj się Dzieło Twoje!
Tęsknimy, Bracia moi, do drugiego przyjścia Chrystusa Pana już dla tego samego, że w nas mieszka Duch Święty. Ale tęsknota nasza wzmaga się, jeśli to być może, trzykroć więcej, patrząc na ten świat, na tę nędzę, na tę śmierć, wśród której tu na ziemi żyć musimy, tu na tej pustyni, tu na tym padole płaczu, wśród tych dni tęsknoty.
O Boże! toć dosyć spojrzeć naokoło siebie: co się tu dzieje ! co się tu święci!
Spójrzmy naprzód na ducha, który pierwszy tęskni i ze środka ciemności, w których żyć musi, pierwszy woła: Przyjdź, Panie Jezu!
Prawda, ciemności zupełne były przed przyjściem pierwszem Chrystusa Pana. Prawda, Chrystus przyniósł światło, zapalił słońce dla ducha ludzkiego. Ale jakżeż się na nie zewsząd rzucono! Złe nauki, herezye, baśnie; ciem ne wyziewy, mgły, grube obłoki chcą zasłonić to słońce Boże. I cóż robi duch wierny? Musi walczyć, musi rozpędzać te pomroki. Ile trudu! Wszystkie siły musi na to łożyć, aby przecie nie stracić tego słońca, cieszyć się jego światłem. Tego trudu ten nie zna, kto nie podjął tej pracy. A kiedy tak człowiek w pocie czoła zdobędzie duchem posiadanie światła, kiedy się przy niem utrzyma, odpędzając ciągle nowe napady, cóż ma nareszcie? Światło, to prawda, ale w zwierciadle tylko. — Nunc cognoscimus in specie et in aenigmate. Ile stron ciemnych, ile zagadek, ile tajemnic! ach, cała głębina rzeczy ukryta tam na dnie Bożem; tu nie widać jej. Za nią duch pędzi: im więcej prawdę poznaje, tem więcej pragnie wstąpić do dna, dosięgnąć szczytu; a nie może! O! ten jeden zna tę mękę, kto duchem żyje! I cóż duch biedny pocznie? Patrzy na swoje słońce i widzi blade tylko jego oblicze, wnętrza nie widzi; patrzy naokoło i wszędy ciemności; aż zgroza, jakie fałsze! aż smutno, jakie błędy! I gdzie ma spocząć? O, już chce się wyrwać z tego więzienia ciemnoty i ułudy, i woła: Przyjdź już, przyjdź Panie Jezu! O, Ty Słońce duchów wszystkich! Przyjdź już, przyjdź, pokaż Twe prawdziwe oblicze! W świetle Twojem ujrzymy światło, i zajaśniejem sami jak słońca! In lumine tuo videbimus lumen.
Taki jest głos ducha ludzkiego, wołającego z ziemi do nieba, do swego Pana, do swego Zbawiciela.
Ale nie tylko duch z ziemi woła do Jezusa, aby przyszedł. Za duchem ludzkim głos swój podnosi oblubienica Jezusowa, ślubami miłości z Oblubieńcem niebieskim związana. O, słuchajmy tego głosu oblubienicy, którą nie kto inny jest, jedno na pierwszem miejscu każda dusza święta, a na końcu, ze wszystkich tych dusz świętych jakoby uwita, koroną pełną i doskonałą oblubienicą Jezusową, jest cały Kościół święty. Słuchajmy tedy tego głosu duszy, tego głosu Kościoła. Słuchajmy tych tęsknot, tych żalów, tych jęków oblubienicy!
Dusza miłości szuka; a gdzież na ziemi miłość? Prawda, że gorzej jeszcze było przed przyjściem Chrystusa pierwszem. Wtedy wcale miłości nie było, albo tak mało, jak gdyby i nie było wcale. Było pusto, było sucho, było zimno. Ale tern samem i dla duszy nie tak ciężko było; bo ją miłość nie przenikała, nie zapalała, nie pędziła, i tern samem dusza nie znała tych mąk, które miłość tak boleśnie zadawać umie, gdy niema tego, czem jedynie żyć może. Gorzej tedy wprawdzie było przed Chrystusem, jeśli miłości szukać będziemy; ale lżej i nie tak boleśnie, jeśli spojrzymy na cierpienia, które duszy, kochającej i nie zadowolonej, ta sama miłość sprawia.
Otóż po przyjściu Chrystusa Pana, po spotkaniu się z Nim duszy, po pierwszem poznaniu się oblubienicy z Oblubieńcem, jakże tej w długiej zwłoce ostatniego połączenia i tęskniej — i ciężej — i boleśniej! Razem z Jezusem Miłość zstąpiła z nieba; a jak dusza poczuła w sobie ten ogień niebieski, o doprawdy! chciała razem z nim albo do nieba ulecieć, albo niebo na ziemię ściągnąć i ziemię w niebo zamienić. Patrzcie na pierwszych Chrześcijan! Mówi o nich Pismo święte, że mnóstwo było wierzących, ale serce u nich było jedno, i dusza jedna, i wszystko wspólne mieli, i spełniła się modlitwa Chrystusa, aby jedno byli: „Jako ja “ — mówił — „i Ty, Ojcze, jedno jesteśmy, aby i oni jedno byli!“ Tak, Najdrożsi, patrzmy dobrze na nich. Tam doprawdy była miłość!
Ale, ach! wszystkie szatany zbiegły się ze wszystkich piekieł, aby ten ogień niebieski zadusić! I rozpoczęły się ich napady, ich walki, ich wysilenia, ich nawet tryumfy! Tak, tryumfy, które, choć wiemy, że będą marne na końcu, ale tym czasem jakże są okropne. Dusza chce kochać, a tu zewsząd, w duszy swego brata, spotyka szatana, albo przynajmniej jakiś ślad jego, jakieś zimno, jakąś obojętność, która jej nawet rąk otworzyć nie pozwala. O, widzę cię, biedna duszo, która chcesz kochać! Duszo apostoła, duszo sługi biednych, duszo miłosierdzia, duszo ofiary zakonnej; widzę, co cię na tym świecie spotyka: samaś, samaś! I jedynym towarzyszem twoim Bóg twój tylko i Oblubieniec! Ale z blizkich twoich, z miłych twoich, nikt nie stoi przy tobie, albo tak, jakby nikt. Samaś! Więc już na ludzi nie uważasz, a służysz, poświęcasz się, oddajesz się, wylewasz się, śmierć samą ponosisz za innych, a na ludzi nie zważasz. Więcej jeszcze: znosisz niewdzięczność, lekceważenie, szyderstwo, urąganie; cierpisz długo i samotnie, aby nareszcie umrzeć w zapomnieniu, a na nic nie zważasz, a zawsze kochasz! O oblubienico niebieska! i cóż dziwnego, że tęsknisz za krainą Miłości, że tęsknisz za jej Królem a Oblubieńcem twoim, i wzdychasz, i jęczysz, i wołasz: O przyjdź już, przyjdź Święty Oblubieńcze, przyjdź Panie Jezu!! I wszystkie podobne dusze, choć tu może na ziemi się nie znacie, ale wszystkie jednym głosem, bo jednem uczuciem, bo jedną miłością wołacie do Jezusa: Przyjdź, przyjdź Jezu, Oblubieńcze nasz upragniony i jedyny; miłość nasza usycha za miłością Twoją; o! przyjdź już, i zbierz nas wszystkie, które tak za Tobą wzdychamy i spragnione tęsknimy, zbierz i zwiąż nas w jedną piękną koronę miłości, w którejby się święciła Miłość Twoja ku nam i nasza ku Tobie, i już rozpocznij z nami to święte królestwo Miłości Twojej, jakiemu niemasz drugiego i któremu nie będzie ni granic ni końca!
A cóż znowu mówi ta inna Oblubienica, ta Matka wszystkich wiernych, ta przedziwna Matka nasza, Kościół święty? Boże wielki! w jakimże ona żalu, w jakiej boleści! Ona to miała być tem królestwem miłości na ziem i; co w pierwszej swej chwili, w małem onem gronku pierwszych wiernych spełniła, to na cały rodzaj ludzki miała rozszerzyć. Lecz gdzież jej panowanie? Gdzie tu na tej ziemi panowanie, już nie mówię miłości, ale gdzie panowanie prostej sprawiedliwości? Na ten sam Kościół biją ze wszech stron złość, nienawiść, zajadłość. Lecz mniejsza jeszcze, gdyby biły zewnątrz tylko; ale to w samych jego wnętrznościach ile złych dzieci, ile nawet złych ojców, szarpią te wnętrzności i spełniają dzieło szatana! I cóż dziwnego, że w bólach swych jęczy ta Matka nasza, ta Oblubienica niebieska i woła serdecznie: O przyjdź już, przyjdź, mój Oblubieńcze; bez Ciebie już nie mogę, przyjdź Panie Jezu!
Lecz nie tylko duch i oblubienica wołają : Przyjdź Panie Jezu! Dodaje Duch Święty i mówi: „I który słyszy, niech powie: Przyjdź!. Kto to ten: k t ó r y s ł y s z y? Słyszymy uszyma zewnętrznem i, więc jest to człowiek zewnętrzny; a więc nie tylko co wewnątrz, to jest duch i oblubienica, duch i dusza, ale i to, co zewnątrz, to jest cały człowiek, cała jego istota, niechaj wołają: Przyjdź! Bo i ta reszta człowieka nie znajdzie tu na ziemi pokarmu i musi wołać do nieba. Czegóż człowiek potrzebuje prócz potrzeb wewnętrznych, prócz światła dla ducha, prócz ognia dla duszy? czego, mówię, potrzebuje prócz prawdy i miłości? Potrzebuje tego, co na zewnątrz z nich wypływa, potrzebuje piękności i chwały, potrzebuje rozkoszy i szczęścia. O biedny człowieku, biednyl jeśli tego będziesz szukał na ziemi. Powiedz, czyś tu na ziemi widział kiedy piękność, któraby jutro nie stała się szpetnością? Chwałę, któraby się jutro nie zamieniła na pośmiewisko? Rozkosz, któraby nie stała się trucizną? Szczęście, któreby nie przeszło w rozpacz? Czyś widział? Ja ci mówię, że nawet nigdy nie zobaczysz. Ach, porzuć, jeśli szukasz! Idź za tym głosem wewnętrznym, który tam w głębi twojej piersi dzwoni, który cię ciągnie do jakiegoś ideału, do jakiejś piękności, chwały, szczęścia, o którem tenże głos ci mówi, że to wszystko nie na tej ziemi. Idź za nim, tam gdzie on tęskni, tam gdzie on ciągnie. Tego, tego głosu słuchaj! A jak go raz wewnątrz dobrze usłyszysz i zrozumiesz, otwórz piersi i zawołaj: To Ty, Panie Jezu! To Ty jeden to piękno, ten ideał, ta chwała, to szczęście! Ach, teraz rozumiem dlaczego woła Duch Święty; „A k t o s ł u c h a, n i e c h a j p o w i e: P r z y j d ź, p r z y j d ź P a n i e J e z u !" I rozumiem dlaczego dodaje: „ W t e d y k t o p r a g n i e, n i e c h a j p r z y c h o d z i; a k t o c h c e, n i e c h a j b i e r z e w o d ę ż y w o t a d a r m o ! “ Tam życie, tam chwała, tam rozkosz, tam doprawdy szczęście!
Przyjdźże, przyjdź Panie Jezu!
O Najdrożsi moi! zatrzymajmy się, i teraz wszystkiemi zmysłam i duszy naszej usłyszmy i zrozumiejmy ten głos, który z ziemi do nieba brzmi wciąż i wciąż, od chwili, kiedy Zbawiciel ziemię opuścił i skrył się za on obłok tajemniczy, który nas dotąd od Niego oddziela. Ale i to drugie zarazem usłyszmy i zrozumiejmy, że, kiedy tak ze wszystkich głębin wewnętrznych natury ludzkiej i ze wszystkich jej potrzeb zewnętrznych wznosi się on wielki potrójny głos do nieba, tam zza obłoku głos inny z nieba spada na ziemię, ono ostatnie słowo Chrystusa Pana: „ T a k, t a k, p r z y c h o d z ę p r ę d k o. A m e n . “ Usłyszmy i zrozumiejmy! I zamieniając tęsknotę na tem większą tęsknotę, pragnienie na nieskończoność pragnienia, zawołajmy i my z głębi piersi naszej tym głosem, którego nas na końcu uczy Duch Święty, tym głosem, którym mamy wciąż odpowiadać na zapowiedź, obietnicę Jezusową, tym ostatnim słowom Pisma świętego i zatem Bożego i przymierza Jego z namii: „A w i ę c p r z y j d ź, p r z y j d ź j u ż P a n i e J e z u !“
Teraz już wszystko rozumiemy. W tym głosie jest całe życie nasze dzisiejsze. Kto wierzy, kto spodziewa się, kto kocha, tym jednym głosem żyć powinien i żyć będzie: „Przyjdźże, przyjdź Panie Jezu!“
Teraz zostaje mi powiedzieć: jak mamy i w jaki sposób oczekiwać ? I to w kilku słowach.
II.
Bracia moi! Kto to oczekiwał pierwszego przyjścia Chrystusowego taką wiarą, taką nadzieją, takiem pożądaniem, jakiemu nie było równego na ziemi ? Czyje to oczekiwanie taką moc miało, że Boga samego ściągnęło do siebie? Kto jest ta szczęśliwa, której serce wybiegło z pragnienia, i spieszącego już do siebie spotkało Najwyższego? Kto ta błogosławiona, której dusza otworzyła się do dna w miłości i zamknęła w swojem łonie skarb nieba i ziemi, rozkosz Aniołów i ludzi? Ach! kto Ona? Duch nasz już Ją nazwał, serce powitało, dusza Jej oddała pokłon niewymownie błogi: to M a r y a !
Ale ta sama Marya, ta sama Matka Zbawiciela naszego, ta sama, po śmierci tego Syna Swego i Boga, została tu na ziemi po tym Synu i Bogu: i wdowa, i sierota, i opuszczona. Na cóż to się stało? Na to, aby, jak przed pierwszem przyjściem Pańskiem, Ona pragnęła tego przyjścia za wszystkich ludzi, którzy przed Nią byli; tak samo, po odejściu Jego, Onaż sama pragnęła drugiego przyjścia za wszystkich także ludzi, którzy później być mieli. Na to, mówię, aby tak życiem Swojem Marya w wyższy i doskonalszy sposób wyobraziła cały rodzaj ludzki wybrany, cały Kościół Boży, życie i dzieje ludzkości całej w Kościele, od ich samego początku aż do ostatniego końca.
Spojrzyjcież teraz na godzien widzenia widok! Gzy widzicie Maryę po odejściu Syna Jej, tam w Efezie, u Jana, Swego nowego syna, a tym jest ludzkość nowa odrodzona? Czy Ją widzicie, jak cała skupiona, z pokojem Bożym na twarzy, cała w Bogu zatopiona, w Boga przemieniona, zajęta jest cała, zajęta wyłącznie, zupełnie Synem, który odszedł, Synem, który przyjdzie? Jeśli Jej miłość przed pierwszem Jego przyjściem tak wielka była, cóż dopiero teraz? teraz, kiedy ten Syn Jej, ta Miłość sama, ta Miłość osobista przez się istniejąca, a nieskończona, do Niej zstąpiła, w Jej łonie tak długo mieszkała, tak długo spoczywała na Jej ręku, tak długo z Nią wespół obcowała, tak ściśle się z Nią w jedno złączyła, taką się z Nią jednością stała! Prawdziwie powiem: teraz Jej miłość nieskończona! Więc też i nieskończone Jej pragnienie! Jeśli pierwszego pragnienia i miłości nie pojmowali ludzie; tej miłości, tego pragnienia nie pojmują Aniołowie; ani Wy je pojmujecie najwyższe duchy niebieskie, Wy Cherubiny i Serafiny, i tylko podziwiacie cudo cudów przedwiecznej Miłości, która umiała stworzyć z niczego inną miłość tak do Swojej nieskończonej podobną!
O Bracia moi! czyż teraz jestem w stanie opowiedzieć Wam to pragnienie Maryi, które z takiej miłości wypływało? Nie, zaiste. Nie tylko mówić, ale myśleć nawet, domyśliwać się nie jestem w stanie! A jednak... Ona, Marya, Ona i w tern wzór nasz, i my winniśmy oczekiwać w podobny sposób jak i Ona, podobnem pragnieniem i podobną miłością.
Cóż więc powiem ? Boć przecie musimy coś wziąć z tej Jej miłości nieskończonej i nieskończonego pragnienia.
O, gdybyśmy wszystko wziąć mogli! Sercem przynajmniej zapragnijmy tego i prośmy o to Jejże samej. Ona Matka, i jeśli się naprzykrzać będziemy, prośby, choć niepodobnej, Matka dziecku nie odmówi natrętnemu. A tymczasem zacznijmy od łatwiejszej strony. W tem oczekiwaniu i pragnieniu Maryi tą łatwiejszą, bo zewnętrzną, stroną jest tego pragnienia ustawiczność, nieprzerwaność. Weźmyż to przynajmniej na początek; niech się rzecz jeno rozpocznie, już Ona sama z Synem Swoim będą czuwali nad resztą.
Patrzmyż jak Marya ustawicznie pragnie! Jak dla Niej niema tego świata. Tu Jej nic nie ciągnie, nic nie zatrzymuje; Ona tylko tam w Swoim Synu; w Nim cała, i każdy Jej oddech tylko jedno mówi bez ustanku: Przyjdź, przyjdź Jezu mój!
I tak żyje długie lata. Ile lat na pierwsze przyjście czekała, tyle mniej więcej i na drugie. I tam i tutaj parę ich tygodni.
I nareszcie okres ten dobiega do końca. Każde uderzenie serca mocniejsze, głębsze i wyższe, każdy oddech gorętszy, każde słowo ognistsze: a tern każdem słowem jest to jedno słowo: Przyjdź, Jezu mój! I oto już ostatni raz to ostatnie słowo wyrzekła; już nie mówi: Przyjdź! Bo oto przychodzi. Ach! przychodzisz Jezu mój! Jużeś przyszedł! O Jezu mój! teraz jużeśmy razem na wieki. Umieram!
I tak umarła. Co mówię? Żyć zaczęła wiekuiście!
O prawdziwie! To jest on duch i ona oblubienica, o których powiedziano, że wciąż wołali: Przyjdź, przyjdź Panie Jezu; poznaliśmy ich doprawdy. Cóż my teraz? Dopełnijmy tego, co tam że powiada Duch Święty: „I każdy, kto słyszy, niech powie: Przyjdź!" Niech ten sam głos powtórzy, i ciągle każdy z nas niech powtarza; niech mu on ustawicznie będzie i w piersi i w ustach; niech się stanie głosem życia całego, aby się stał głosem jedynym w godzinę śmierci. O szczęśliwy, kto tak żyć będzie; szczęśliwy, kto tak będzie umierał!
Pani i Matko nasza! prawdziwa Oblubienico Boża! naucz nas jak mamy wołać za Tobą w duchu prawym i z sercem istej oblubienicy do Jezusa naszego, jak Ty oto: Przyjdź! przyjdź! abyśmy potem, gdy przyjdzie, wyskoczyli z radości i szczęścia, i w zachwycie powitania wiecznego i uścisków wiecznych, tak jak Ty, umarli,— co mówię? ożyli na wieki!
Co daj Boże! Amen.
Ks. Piotr Semenenko
_______________
Kazania na niedziele i święta roku kościelnego. 1, Od Adwentu do końca czasu wielkanocnego. Lwów: XX. Zmartwychwstańcy, 1913 (Lwów : Jakubowski). Str.14-25.
(Transkrypcja i nieliczne, miejscowe poprawienie pisowni – Wielka litera w miejscach odnoszących się do Pana Boga - oraz podkreślenie fragmentów teksu boldem: intix. 09 grudnia A.D.2021)
_______________________________________________________________
Pozwolenie Władzy Duchownej:
Cum P. Petri Semenenko opus posthumum, cui titulus „ K a z a n ia
n a n i e d z i e l e i ś w i ę t a r o k u k o ś c i e l n e g o, tom I. i II.“ duo
theologi Congregationis nostrae recognoverint et in lucern edi posse
probaverint, facultatem concedimus, ut typis mandetur, si iis, ad
quos pertinet, ita videbitur.
Romae, idibus Decembris 1912.
Joannes Kasprzycki
Congr. a Resurrectione D. N. J. Chr.
Sup. Generalis.
N i h i l o b s t a t.
Leopoli, 2. V. 1913.
Dr. Adamus Gerstmann,
censor libr. spir.
3778/13.
Imprimatur.
Leopoli, die 3. Maii 1913.
L. S. †Josephus
Archiepiscopus leop. r. lat.
______________________________________________________________________________________________________________________
Komentarze
Prześlij komentarz